Tczew wzięty! Ponownie

0

Po rocznej przerwie na tczewskie planty powróciło starcie sprzed wieków.

23 lutego 1807 roku bitwę o Tczew stoczyły wojska francuskie pod wodzą generała Jana Henryka Dąbrowskiego i obrońcy miasta – żołnierze pruscy wsparci przez Rosjan. Zwycięstwo to było armii Napoleona potrzebne, aby zabezpieczyć planowane natarcie na Gdańsk. Jak dotąd starcie to zrekonstruowane zostało już trzykrotnie, niestety w roku ubiegłym ze względu na oszczędności w budżecie miasta nie mogło zostać odtworzone. Sytuacja zmieniła się w roku obecnym. Czy było na co czekać?

Rekonstrukcję bitwy sprzed 207 lat rozpoczął przemarsz wojsk z Fabryki Sztuk na pl. Hallera – to już praktycznie tradycja tego przedsięwzięcia. Na miejscu żołnierze rozbili prowizoryczny obóz (niestety, skromniejszy, niż przed dwoma laty), sposobiąc się do nadchodzącej bitwy. Przy okazji zamieniali kilka słów z każdym chętnym i ciekawym ich rynsztunku czy codziennego życia, a pod komendą oficerów prezentowali musztrę. Po samej bitwie na podobną „żywą lekcję historii” był także czas, gdy żołnierze obu stron zgrupowali się w okolicach kościoła farnego.

Co można powiedzieć o samej bitwie? Odtwarzała starcie z pewnego specyficznego okresu w dziejach ludzkiej wojskowości, co dało się wyraźnie odczuć w dynamice inscenizowanych walk. Bywalcy Grunwaldu czy rekonstrukcji bitew II Wojny Światowej, żywych, głośnych i wartkich, mogli poczuć się nieswojo w obliczu starcia, które było głównie głośne. Ówczesna sztuka bitewna opierała się na wymianie salw w pozycji en face, to jest przodem do przeciwnika, w miarę równych szeregów strzelców. Jak wyjaśniał komentujący całe starcie z wysoka i bezpiecznej odległości prof. Andrzej Nieuważny, wynikało to z charakterystyki broni palnej wczesnych początków XIX w., gładkolufowej, niegwintowanej, a przez to bardzo niecelnej, ale skuteczniejszej, gdy strzelało się w zbitą, gęstą ścianę wrogich żołnierzy. Niemniej, o ile pierwsze dwie, trzy pełne salwy regimentów robił jeszcze wrażenie, kolejne nie oferowały już wiele nowego. Jakby przeczuwając ten problem, organizatorzy postarali się o kilka efektów pirotechnicznych – wybuchów imitujących granat armatni rozrywający zbocze stoku czy płonącą gdzieś w tle słomę. Działa same w sobie też przyciągały uwagę, choć były też jednym z mankamentów wydarzenia – główna armata Prusaków, jednofuntówka, bliżej końca, a nawet połowy bitwy przez donośny huk wystrzałów i wycie alarmów samochodowych, jakie podnosiła, stała się męcząca. Cichy pomruk satysfakcji poniósł się wśród widowni, gdy jej załoga została w końcu wybita przez nacierających napoleończyków.

bitwa tczew 2014 01

Rekonstrukcja starcia trwała łącznie około trzech kwadransów, nie było to więc przedsięwzięcie na skale Grunwaldu czy inscenizacji bitwy pod Wizną, ale sam prof. Nieuważny, że bitwa o Tczew w lutym 1807 roku nie należała do największych. Przyciągnęła jednak uwagę mediów pozalokalnych – obecna była ekipa m.in. TVN24 – warto więc być może pójść za ciosem, poszukać środków i pomysłów (w tej dokładnie kolejności) na poszerzenie formuły? W tegorocznym odtworzeniu udział wzięło 16 grup rekonstrukcyjnych, łącznie ponad 130 osób – bazowy potencjał, który można by rozwinąć o kolejnych rekonstruktorów, większą ilość pirotechniki etc., a więc ogólne podniesienie atrakcyjności. A kiedy tczewskie organizacje kulturalne wprawią się już w jednej bitwie, być może warto będzie pomyśleć o kolejnej – polsko-szwedzką bitwę pod Tczewem z sierpnia 1627? Temat nietknięty, wciąż otwarty, a na pewno ciekawy, choćby z tego względu, że ówczesne starcia były z natury dynamiczniejsze, niż bitwy doby napoleońskiej.

Omlety zwijane i ruchanki z łososiem

0

Ruchanki z łososiem

2 szklanki mąki
½ łyżeczki soli
1 jajo
4 łyżki oleju+ olej do smażenia
½ szklanki mleka
1 łyżka dowolnych ziół
2 dag drożdży
5 dag wędzonego łososia lub 10 dag parzonego boczku

Drożdże wymieszać z ½ łyżeczki cukru i 1 łyżką mleka. Odstawić do wyrośnięcia. Mikserem wymieszać mąkę, sól, jaja, olej, mleko i zioła. Dodać wyrośnięte drożdże. Gdy ciasto wyrośnie, usmażyć na patelni z rozgrzanym olejem malutkie racuszki (ciasto kłaść małą łyżeczką). Ostudzić. Przygotować pastę twarogową.

Pasta twarogowa:
20 dag twarogu półtłustego
2 ząbki czosnku
Sól
Szczypior
2 łyżki śmietany

Twaróg zmielić, czosnek zmiażdżyć, szczypior pokroić na bardzo małe kawałki. Wszystko połączyć, dodać sól i śmietanę, po czym przygotować pastę. Nałożyć do worka cukierniczego i dekoracyjnie wyciskać na zimne racuszki. Każdą zakąskę pokryć kawałkiem łososia i ułożyć na półmisku. W dowolny sposób udekorować i podawać. Zamiast łososia można zwinąć mały rulonik z parzonego boczku.

Omlet zwijany

omlet zwijany

Fot. Krystyna Gierszewska

5 jaj
2 łyżki mąki
4 łyżki mleka
½ łyżeczki soli
1 łyżka ziół

Pasta twarogowa:
50 dag twarogu półtłustego (zmielić)
2 łyżki śmietany
Sól, pieprz
2 łyżki dowolnych ziół
4 duże plastry szynki parzonej

Jaja wbić do naczynia i dobrze wymieszać z mlekiem, mąką, solą i ziołami. Wylać na blachę od piekarnika pokrytą papierem do pieczenia i piec w piekarniku 5 minut w temperaturze 180 stopni. Omlet wyjąć, zdjąć papier i zwinąć w rulon. Odstawić do wystudzenia. Następnie rozwinąć i całą powierzchnię równo posmarować połową pasty twarogowej. Pokryć plastrami szynki i ponownie posmarować twarogiem. Starannie i mocno zwinąć. Owinąć w folię i schłodzić w lodówce. Następnie kroić na plastry, układać na półmisek i w dowolny sposób dekorować. Zamiast szynki można użyć innych dodatków: paprykę, szpinak, pieczarki, plastry wędzonego łososia, wędzonego kurczaka, cienkie serdelki, itp.

Na pewno budżet – ale na ile partycypacyjny? Czy mieliśmy prawo oczekiwać więcej?

0

O pierwszej w historii Tczewa edycji budżetu partycypacyjnego, potocznie zwanego obywatelskim, mowa była już w sierpniu ubiegłego roku, kiedy z inicjatywą wyszli wpierw tczewscy działacze Prawa i Sprawiedliwości, krótko potem zaś prezydent Pobłocki.

Pierwsze oszczędne informacje na temat regulaminu budżetu obywatelskiego pojawiły się na początku lutego, aż wreszcie w drugiej połowie miesiąca pełen dokument wraz z zarządzeniem prezydenta i załącznikami został oficjalnie upubliczniony. Co w nich znajdziemy? Miasto podzielone zostało na cztery okręgi, spośród których na trzy do wykorzystania przeznaczone zostanie po 100 tys. złotych, na czwarty zaś – największy, ponieważ w głównej mierze składa się z Suchostrzyg, dodatkowo wspartych Prątnicą i osiedlem Bajkowym – aż 200 tys. zł. Odpowiednio do wysokości przeznaczonej na dany obszar jego mieszkańcy pod wnioskami do realizacji zebrać będą musieli min. 50 – okręgi od I do III – bądź min. 80 podpisów. Rzeczone wnioski przyjmowane będą od 4 do 28 marca, po czym skierowane zostaną do weryfikacji pod kątem spełnienia zawartych w regulaminie warunków. Proponowane zadania muszą przede wszystkim mieć charakter inwestycyjny, ale też m.in. być możliwe do zrealizowania w jednym roku budżetowym, a także zgodne z miejscowym planem zagospodarowania przestrzennego i kompetencjami gminy. Po zweryfikowaniu złożonych wniosków przez powołaną w tym celu komisję ratusz ogłosi listę propozycji mieszkańców, które zostaną skierowane do dalszej realizacji, z końcem kwietnia.


SPROSTOWANIE

Publikując niniejszy artykuł w „Kociewskim Kurierze Tczewskim” (wydanie luty 2014 r.), w akapicie powyżej błędnie podaliśmy wysokość kwot rozdysponowanych na poszczególne okręgi – 10 tys. zł dla okręgów od I do III i 20 tys. zł dla okręgu IV. Prawidłowe kwoty to oczywiście odpowiednio 100 tys. zł i 200 tys. zł, jak zostało zapisane powyżej. Za wprowadzenie Czytelników w błąd przepraszamy


Suchy opis zasad nie budzi szczególnych wątpliwości. Skąd więc tytuł tego artykułu?

Więcej, niż konsultacje

Zarządzenie prezydenta i regulamin określają tczewski budżet obywatelski jako formę wiążących konsultacji społecznych, co samo w sobie nie stanowi zafałszowania zagadnienia, ale też dalekie jest od pełnej prawdy. Budżet partycypacyjny. Krótka instrukcja obsługi, darmowa publikacja Wojciecha Kębłowskiego wydana przez Instytut Obywatelski, wskazuje bowiem, że rzeczony w tytule budżet może być nie tylko narzędziem czy pojedynczym projektem, ale też częścią gruntownej, długofalowej i całościowej reformy polityki miejskiej, opierającej się na reformie administracyjnej miasta (str. 15); gdzie indziej dodaje też, że jest to inicjatywa, która może pomóc zwrócić się do mieszkańców nie jako do potencjalnych adwersarzy czy klientów – których niezadowolenie grozi protestem albo przegranymi wyborami – ale do partnerów w dyskusji (str. 17-18). Istotnym czynnikiem wspomnianej reformy polityki miejskiej miałoby bowiem być właśnie przedefiniowanie relacji zachodzących między władzami samorządu gminnego i społeczeństwem obywatelskim miasta, oparcie jej na równym, partnerskim dialogu. Jednocześnie Kębłowski przestrzega przed błędem, jaki popełniony być może podczas wprowadzania budżetu partycypacyjnego: wielu samorządowców i aktywistów adaptując budżet partycypacyjny do polskich warunków, poszukuje inspiracji w innych krajowych ośrodkach miejskich. Wzorując się na Poznaniu czy Sopocie, powielają instrumentalne podejście tych miast do budżetu partycypacyjnego (…) (str. 16). Jako cechy instrumentalnego podejścia do budżetu obywatelskiego w Sopocie (publikacja opisuje edycje inicjatywy z roku 2011 i 2012) wskazane zostały m.in. jego ekskluzywny charakter, czyli wyłączenie mieszkańców z debaty publicznej na temat przedsięwzięcia, oraz nierównomierne pozycje, jakie z jednej strony zajmują urzędnicy, a z drugiej mieszkańcy (str. 36 i 37).

Innymi słowy – prawidłowa, a przynajmniej pełna realizacja idei budżetu partycypacyjnego jest zaproszeniem mieszkańców do głębszego i szerszego zaangażowania się w politykę miejską. Realizacja niepełna, a nawet wadliwa, sprowadza całą inicjatywę do nowej, nieco bardziej wymyślnej formy petycji. Z którym wariantem będziemy mieć do czynienia w Tczewie? Zasadne wydają się wątpliwości, że niestety z drugim spośród wymienionych.

Z dala od mieszkańców

Przede wszystkim, jak na budżet partycypacyjny partycypacja mieszkańców Tczewa w całym procesie została mocno ograniczona. Owszem, to do nich należy zadanie wystąpienia z propozycjami i zebrania podpisów pod wnioskami, niemniej – wszystkie inne aspekty pozostawione zostały jednak poza ich udziałem. Przed przystąpieniem do prac nad regulaminem nie odbyła się żadna debata z mieszkańcami – przeprowadzona choćby w Świdnicy, mieście o wielkości porównywalnej do naszego – prace nad dokumentem pozostawiono prawnikom i urzędnikom. Jeszcze w pierwszej połowie lutego w rozmowie z „Kurierem” prezydent Pobłocki twierdził, że regulamin nie będzie też konsultowany z mieszkańcami po publikacji. Ostatecznie, władze miasta zmieniły nieco swoje stanowisko, ogłaszając na dzień 3 marca spotkanie z tczewianami w celu wyrażenia opinii i uwag, jak to określa punkt 2 rozdziału I regulaminu. Wydaje się to jednak działaniem pro forma, gdy zważy się, że żadna z ewentualnych opinii i uwag nie będzie już miała wpływu na tegoroczny budżet obywatelski. Dzień po spotkaniu rozpocznie się nabór wniosków i na zmiany będzie już za późno.

– Spotkanie z mieszkańcami ma na celu wyjaśnienie, na czym polega budżet obywatelski, w jaki sposób mieszkańcy mogą go jak najlepiej wykorzystać dla siebie i swojego otoczenia – tłumaczył prezydent – Po opublikowaniu regulaminu i zasad realizacji budżetu obywatelskiego na pewno pojawią się pytania. Naszym zadaniem jest wyjaśnić mieszkańcom wszelkie wątpliwości. Budżet obywatelski realizujemy po raz pierwszy, nie mamy doświadczeń z nim związanych. Jeśli okaże się, że nie wszystkie zaproponowane w tym roku rozwiązania są optymalne, w przyszłym roku będzie można je skorygować.

Z innych informacji, jakie od prezydenta pozyskaliśmy, wynika, że od ostatecznej weryfikacji wniosków nie będzie też przysługiwało odwołanie – będą ostateczne. Czy władze miasta nie obawiają się możliwości pomyłki urzędników, zwykłego błędu czynnika ludzkiego?

– Nie będzie to jeden urzędnik, ale cała komisja – bronił takiego rozwiązania prezydent – Mam na tyle zaufania do urzędników, że nie sądzę, aby mogli popełnić błąd i potraktować kogoś niesprawiedliwie.

Kontrowersyjny może się też wydać brak końcowego oddania zweryfikowanych propozycji pod głosowanie mieszkańców, występujący w wielu miastach, od Łodzi i Elbląga aż po wspomnianą już Świdnicę.

– Jest to pracochłonne, trwa długo i dużo kosztuje – tłumaczył prezydent – Zdecydowaliśmy się, że nie stać nas na to, a budżet chcemy zrealizować w miarę szybko, stąd forma zbierania podpisów.

Lokalne organizacje pozarządowe w sierpniu ubiegłego roku, gdy pojawiły się pierwsze propozycje tczewskiego budżetu obywatelskiego, pozwalały sobie na ostrożny optymizm. Obecnie jednak krytycznie oceniają podejście ratusza do komunikacji z mieszkańcami.

– Pierwszą niepokojącą rzeczą jest już to, że sam regulamin budżetu obywatelskiego powstaje bez udziału mieszkańców – zwraca uwagę Emilia Garska z Fundacji Pokolenia – To regulamin określa, kto jest uprawniony do głosowania, kto i jak może zgłaszać projekty, jakiego typu przedsięwzięcia będą dotowane, na jakie okręgi podzielone jest miasto, w jaki sposób dzielone będą środki, jak wyglądać będzie formularz zgłaszający projekt, a także sposób głosowania. Te kwestie nie są oczywiste. Jeżeli działanie skierowane jest do mieszkańców i ma wzmacniać ich poczucie wpływu na otoczenie, to powinni mieć oni zagwarantowane prawo uczestnictwa już na tym etapie. Do tej pory nie odbyło się żadne spotkanie z mieszkańcami, chociaż tak naprawdę powinien to być pierwszy krok, poprzedzający prace nad regulaminem. W Tczewie zabrakło działań edukujących obywateli, które powinny należycie przygotować ich do tego nowego rozwiązania. Mam nadzieję, że władze miasta szybko zareagują na tę sytuację.

Garska nie podziela też wiary prezydenta w bezbłędne działanie pracowników ratusza, tłumaczącej brak odwołań:

– Tego typu rozwiązanie może skutecznie zniechęcić mieszkańców i mieszkanki Tczewa do wzięcia udziału w planowaniu miejskich finansów. Powinni mieć oni możliwość konsultacji swoich wniosków, zasięgnięcia porady ekspertów – stwierdziła, po czym podkreśliła – Planowanie partycypacyjne opiera się na zaufaniu. Bardzo dobrze, że prezydent ufa swoim pracownikom. Warto, żeby w ten sam sposób ufał mieszkańcom. Należy pamiętać, że poruszamy się tutaj po delikatnej materii. Jeżeli rzeczone zaufanie zostanie nadszarpnięte, to bardzo trudno będzie ponownie zachęcić tczewian do aktywności obywatelskiej, również w innych jej formach.

W podobnym tonie o zaproponowanych przez Urząd Miejski rozwiązaniach odpowiada jej kolega z Fundacji Pokolenia, a zarazem lider Tczewskiej Inicjatywy Rowerowej, Grzegorz Pawlikowski:

– Ideą budżetu obywatelskiego jest udział mieszkańców w całym procesie od początku do samego końca, począwszy od konsultacji kształtu zasad jego realizacji, wręcz wspólnego ich wypracowywania, aż do zatwierdzenia, jakie projekty powinny być realizowane. Prezydent Pobłocki w swoich wypowiedziach zwraca uwagę, że zależy mu, aby mieszkańcy nie zrazili się do budżetu obywatelskiego. Niestety brak głosowania, a tym samym brak możliwości decydowania o „swoich pieniądzach”, może mieć odwrotny skutek niż zakładają władze miasta.

Trzeba jednak przyznać, że sporządzony przez Urząd regulamin znalazł też swoich – ostrożnych – obrońców poza osobą prezydenta i jego pracowników – a nawet poza samym miastem.

– Wszystko zależy od mieszkańców i władz – podkreślił poproszony przez nas o wypowiedź Szymon Surmacz ze Stowarzyszenia „Obywatele Obywatelom” w Łodzi – Budżet obywatelski jest formą aktywizacji mieszkańców, pokazania im, że mogą mieć wpływ i współdecydować o jakimś fragmencie swojego miasta. Sposób, w jaki przeprowadza się cały proces, jest formą umowy między władzami i obywatelami. Im więcej ci ostatni wynegocjują, tym większy będą mieli wpływ na to, co i jak się dzieje. Tczewski projekt nie jest wcale najgorszy – uznał – Obywatele sami mogą zgłaszać propozycje do budżetu, a są miasta, gdzie można było głosować tylko na jedną z kilkunastu propozycji wytypowanych przez miasto. Była to mocno kuriozalna sytuacja typu „chcecie drogę, czy pomnik?”, bez dopuszczenia opcji „obywatele chcą nowy park”.

Z drugiej strony, Surmacz przyznał także, że o ile Tczew jest w kwestii budżetu partycypacyjnego debiutantem – a debiuty nie należą do łatwych – to jednocześnie nie jest pionierem zagadnienia i ma możliwość czerpania z doświadczeń innych miast, zwłaszcza tych, gdzie tego typu inicjatywy realizowane są w sposób najbliższy idealnego wzorca. W korespondencji z „Kurierem” konkludował jednak, że na zmiany w Tczewie w tym roku może już być za późno – słusznie, na co wskazaliśmy już wcześniej – należy więc wyciągnąć z obecnej edycji na rok przyszły wnioski i konsekwentnie dążyć wspólnymi siłami nie tylko urzędników, ale przede wszystkim samych mieszkańców i organizacji pozarządowych do poprawy całej procedury, jej przejrzystości i faktycznie partycypacyjnego charakteru. Musimy, na koniec, przyznać rację Surmaczowi – jeśli powyższa krytyka uznana zostanie za słuszną, mimo wszystko w roku obecnym na jakiekolwiek zmiany będzie już zapewne za późno. Należy jednak przebieg całej inicjatywy pilnie obserwować, a z podejścia władz do partycypacji obywateli wyciągnąć wnioski – i, jeśli będzie taka możliwość, konsekwencje.

Malarz ze Szkoły Morskiej

0
Źródło: Ze zbiorów Narodowego Muzeum Morskiego w Gdańsku

Szkoła Morska w Tczewie była kuźnią kadr polskiej marynarki handlowej, kształcącą nawigatorów i mechaników okrętowych, przyszłych kapitanów żeglugi morskiej. Przez dekadę jej funkcjonowania w naszym mieście mury placówki opuściło ponad dwustu absolwentów. Dla przynajmniej dwóch z nich nauka twardego, marynarskiego rzemiosła i późniejsza praca na morzu była inspiracją i początkiem działalności artystycznej. O ile postać pisarza marynisty Karola Borchardta jest stosunkowo dobrze znana, to osoba malarza Michała Leszczyńskiego jest w kraju niemalże zapomniana.

Michał Leszczyński urodził się w 1906 roku w Dolinie (obecnie Ukraina), ale młodość spędził w Sanoku. Pochodził z arystokratycznej rodziny wywodzącej się w prostej linii od króla Polski Stanisława Leszczyńskiego. Od najmłodszych lat przejawiał talenty plastyczne i muzyczne, a rodzice poprzez zatrudnianie prywatnych nauczycieli wydatnie pomogli w ich rozwoju. W roku 1925 decyduje się na naukę w tczewskiej Szkole Morskiej. Kolega ze szkolnej ławki, wspomniany już Karol Olgierd Borchardt, tak przedstawił Leszczyńskiego na kartach swoich książek:

Dotychczasowe jego wyczyny przyniosły mu w rezultacie przydomek „Pigłu”, które to słowo powtarzane szybko raz po raz ujawniało jego istotne znaczenie. Wówczas jeszcze nikt w nim nie podejrzewał światowej sławy malarza, którego wystawę będzie otwierał Bernard Shaw, nikomu nie przeszło przez myśl, że Pigieł wystawi swe obrazy w Royal Academy i jako nadworny malarz królowej Elżbiety II odbędzie z nią podróż na Bermudy.

Pisarz potwierdza wszechstronne uzdolnienie Leszczyńskiego:

Pigieł władał szpadą, pędzlem, trzema językami, smykiem, batutą i fortepianem. Podczas obiadów w sali gimnastycznej kwartet w białych tropikalnych mundurach grał pod jego batutą najnowsze przeboje. (…) Pigieł rozpoczynał „naukę własną” od kilkunastominutowej zaprawy szermierczej – dłużej jego przeciwnik nie wytrzymywał serii bolesnych trafień w żywe ciało. Każde trafienie było zawsze wytwornie odsalutowane szpadą. Wszystkie trafienia piekły przez kilka dni, ale to nigdy nie wpływało na zmniejszenie ilości walczących. Podczas szczęku krzyżujących się ze sobą szpad dwóch następnych szermierzy, którym się wydawało, że każdy z nich jest zwycięskim kapitanem Bloodem zdobywającym nieprzyjacielski okręt, Pigieł potrafił pędzlem wyczarować soczystą akwarelę, po czym spokojnie zabrać się do nauki.

Zdolności plastyczne Leszczyńskiego były podczas nauki w Szkole Morskiej w Tczewie praktycznie wykorzystane. Był on autorem rysunków żaglowców do książek napisanych przez wykładowców tej uczelni, które stały się obowiązującymi podręcznikami dla adeptów morskiego rzemiosła. Tworzył również scenografie do dorocznych balów Szkoły Morskiej, organizowanych 8 grudnia na pamiątkę rozpoczęcia pierwszego naboru uczniów. Na jeden z nich przygotował wielki, kolorowy, podświetlany witraż przedstawiający poławiacza pereł do którego pozował mu właśnie Borchardt. Wywarł on kolosalne wrażenie na oficjelach szkolnych. Niezwykła wrażliwość artystyczna była też czasami powodem kłopotów Leszczyńskiego, bo w czasie rejsów „kolega nasz Pigieł (…) był od urodzenia artystą malarzem i często wolał podziwiać grę kolorów w czasie wschodu słońca niż szorować cegłą pokład„.

W roku 1928 skończył tczewską uczelnię i zamustrował się na statki francuskiej kompanii handlowej Chargeurs Reunis pływające do Indochin. W latach 1930-1933 znajduje zatrudnienie jako pilot Portu Gdyńskiego, jednak pasja artystyczna decyduje o porzuceniu tego zajęcia i Leszczyński podejmuje studia na krakowskiej Akademii Sztuk Pięknych. Na uczelni wytrzymał tylko rok i powrócił na morze. W 1937 roku osiedlił się w Londynie, gdzie zastała go wojna. W jej czasie był jednym z organizatorów i pełnił funkcję sekretarza Stowarzyszenia Kapitanów i Oficerów Maszynowych, Nawigacyjnych i Radiowych Polskiej Marynarki Handlowej w Londynie oraz pracował w wydziale ratunkowym Admiralicji Brytyjskiej. Nie zapominał o swojej pasji malarskiej, wystawiając prace w Royal Institute oraz pisząc podręcznik dla malarzy-marynistów: How to Draw Sail & Sea. Wywarł on duże wrażenie na specjalistach z wysp Brytyjskich, którzy przyrównali go do prozy Josepha Conrada.

Kłopoty finansowe, jak i nieodpowiedni dla Leszczyńskiego klimat spowodowały podjęcie przez niego decyzji o przeprowadzce w 1952 r na daleką Jamajkę. Osiadł wraz z angielską żoną Margareth w Montego Bay i skupił się wyłącznie na karierze malarskiej. Przybrał jednocześnie pseudonim Michael Lester, aby ułatwić kontakt z obcokrajowcami, ale obrazy wciąż podpisywał jako M. Leszczyński. Jego żona prowadziła Lester Art Galery, zajmując się sprzedażą obrazów artysty, którego renoma zaczęła wzrastać. Znalazło to odbicie m.in. w zaproszeniu Leszczyńskiego przez królową Elżbietę do uczestnictwa w rejsie do karaibskich posiadłości królowej i mianowanie go nadwornym malarzem monarchini. Sprzedaż obrazów rozwijała się wyśmienicie, galeria była odwiedzana przez liczących się kolekcjonerów sztuki z kontynenty amerykańskiego. Głównym tematem prac Leszczyńskiego było życie codzienne Jamajki, jej mieszkańcy, pejzaże i sceny z życia. Artysta cieszył się popularnością zarówno wśród ówczesnych celebrytów – lekcje malarstwa pobierały u niego gwiazdy filmowe Joan Crawford i Greer Garson – jak i rodowitych Jamajczyków, którzy z racji jego długiego, kilkakrotnie złamanego nosa nazywali go „Mistah Nose” (Pan Nos). Dodatkowo Leszczyński zajmował się teorią malarstwa, pisząc i publikując prace m.in. na temat perspektywy sferycznej, która obecnie jest stosowana w grafice i animacji komputerowej. W roku 1970 otrzymał dożywotnie członkostwo brytyjskiego Królewskiego Towarzystwa Sztuk, co dało mu prawo do umieszczania przed nazwiskiem liter FRSA – Fellow of the Royal Society of Arts. Artysta zmarł na Jamajce 21 grudnia 1972 roku. Jego żona przejęła galerię, która funkcjonuje do dziś jako znane i licznie odwiedzane przez turystów muzeum jego prac marynistycznych.

Mieszkańcy Tczewa, którzy chcieliby zobaczyć choć jeden obraz Michała Leszczyńskiego, mają ku temu niezwykłą okazję. W Muzeum Wisły jest prezentowana wystawa „Szkoła Morska w Tczewie 1920-1930. Kolebka kadr Polskiej Marynarki Handlowej”, na której znajduje się dzieło przedstawiające Dar Pomorza, sygnowane nazwiskiem M. Leszczyński.

Na życie rycerzy spojrzeć z bliska

0

Przeszło dwie setki uczniów z Nowej Cerkwi i Morzeszczyna miały okazję zapoznać się z karierą rycerską i trudami życia w zakonach zbrojnych na dwóch „żywych lekcjach historii”.

Wychowankowie Szkoły Podstawowej im. Marii Konopnickiej w Nowej Cerkwi i morzeszczyńscy gimnazjaliści w pierwszej kolejności zapoznać się mogli ze „ścieżką zawodową” średniowiecznego rycerza, wiodącą od pazia przez giermka aż do pasowania, które ikoniczną formę naznaczania mieczem przyjęło w XIII wieku. Dworki w tym samym czasie uczyły się tańca i prawideł niewieściej kurtuazji. Przy okazji uczniowie mogli obejrzeć pojedynek między dwoma rycerzami – Polakiem Marcinem z Wierzycy i Krzyżakiem Ottonem von Bergow.

W trakcie drugiej „żywej lekcji historii” przybliżone zostały z kolei zakony rycerskie, w takich ciekawych aspektach, jak tradycja średniowiecznej ascezy czy przebieg zakonnego nowicjatu. Uczniowie poznali też historię takich zakonów, jak Joannici, Krzyżacy czy Templariusze.

„Żywe lekcje historii” zorganizował Gminny Ośrodek Kultury w Morzeszczynie, przeprowadziła je zaś Chorągiew Zaciężna „Apis” z Gniewu pod przewodem Jacentego Ordowskiego.