Strona głównaAKTUALNOŚCINa pewno budżet - ale na ile partycypacyjny? Czy mieliśmy prawo oczekiwać...

Na pewno budżet – ale na ile partycypacyjny? Czy mieliśmy prawo oczekiwać więcej?

O pierwszej w historii Tczewa edycji budżetu partycypacyjnego, potocznie zwanego obywatelskim, mowa była już w sierpniu ubiegłego roku, kiedy z inicjatywą wyszli wpierw tczewscy działacze Prawa i Sprawiedliwości, krótko potem zaś prezydent Pobłocki.

Pierwsze oszczędne informacje na temat regulaminu budżetu obywatelskiego pojawiły się na początku lutego, aż wreszcie w drugiej połowie miesiąca pełen dokument wraz z zarządzeniem prezydenta i załącznikami został oficjalnie upubliczniony. Co w nich znajdziemy? Miasto podzielone zostało na cztery okręgi, spośród których na trzy do wykorzystania przeznaczone zostanie po 100 tys. złotych, na czwarty zaś – największy, ponieważ w głównej mierze składa się z Suchostrzyg, dodatkowo wspartych Prątnicą i osiedlem Bajkowym – aż 200 tys. zł. Odpowiednio do wysokości przeznaczonej na dany obszar jego mieszkańcy pod wnioskami do realizacji zebrać będą musieli min. 50 – okręgi od I do III – bądź min. 80 podpisów. Rzeczone wnioski przyjmowane będą od 4 do 28 marca, po czym skierowane zostaną do weryfikacji pod kątem spełnienia zawartych w regulaminie warunków. Proponowane zadania muszą przede wszystkim mieć charakter inwestycyjny, ale też m.in. być możliwe do zrealizowania w jednym roku budżetowym, a także zgodne z miejscowym planem zagospodarowania przestrzennego i kompetencjami gminy. Po zweryfikowaniu złożonych wniosków przez powołaną w tym celu komisję ratusz ogłosi listę propozycji mieszkańców, które zostaną skierowane do dalszej realizacji, z końcem kwietnia.


SPROSTOWANIE

Publikując niniejszy artykuł w „Kociewskim Kurierze Tczewskim” (wydanie luty 2014 r.), w akapicie powyżej błędnie podaliśmy wysokość kwot rozdysponowanych na poszczególne okręgi – 10 tys. zł dla okręgów od I do III i 20 tys. zł dla okręgu IV. Prawidłowe kwoty to oczywiście odpowiednio 100 tys. zł i 200 tys. zł, jak zostało zapisane powyżej. Za wprowadzenie Czytelników w błąd przepraszamy


Suchy opis zasad nie budzi szczególnych wątpliwości. Skąd więc tytuł tego artykułu?

Więcej, niż konsultacje

Zarządzenie prezydenta i regulamin określają tczewski budżet obywatelski jako formę wiążących konsultacji społecznych, co samo w sobie nie stanowi zafałszowania zagadnienia, ale też dalekie jest od pełnej prawdy. Budżet partycypacyjny. Krótka instrukcja obsługi, darmowa publikacja Wojciecha Kębłowskiego wydana przez Instytut Obywatelski, wskazuje bowiem, że rzeczony w tytule budżet może być nie tylko narzędziem czy pojedynczym projektem, ale też częścią gruntownej, długofalowej i całościowej reformy polityki miejskiej, opierającej się na reformie administracyjnej miasta (str. 15); gdzie indziej dodaje też, że jest to inicjatywa, która może pomóc zwrócić się do mieszkańców nie jako do potencjalnych adwersarzy czy klientów – których niezadowolenie grozi protestem albo przegranymi wyborami – ale do partnerów w dyskusji (str. 17-18). Istotnym czynnikiem wspomnianej reformy polityki miejskiej miałoby bowiem być właśnie przedefiniowanie relacji zachodzących między władzami samorządu gminnego i społeczeństwem obywatelskim miasta, oparcie jej na równym, partnerskim dialogu. Jednocześnie Kębłowski przestrzega przed błędem, jaki popełniony być może podczas wprowadzania budżetu partycypacyjnego: wielu samorządowców i aktywistów adaptując budżet partycypacyjny do polskich warunków, poszukuje inspiracji w innych krajowych ośrodkach miejskich. Wzorując się na Poznaniu czy Sopocie, powielają instrumentalne podejście tych miast do budżetu partycypacyjnego (…) (str. 16). Jako cechy instrumentalnego podejścia do budżetu obywatelskiego w Sopocie (publikacja opisuje edycje inicjatywy z roku 2011 i 2012) wskazane zostały m.in. jego ekskluzywny charakter, czyli wyłączenie mieszkańców z debaty publicznej na temat przedsięwzięcia, oraz nierównomierne pozycje, jakie z jednej strony zajmują urzędnicy, a z drugiej mieszkańcy (str. 36 i 37).

Innymi słowy – prawidłowa, a przynajmniej pełna realizacja idei budżetu partycypacyjnego jest zaproszeniem mieszkańców do głębszego i szerszego zaangażowania się w politykę miejską. Realizacja niepełna, a nawet wadliwa, sprowadza całą inicjatywę do nowej, nieco bardziej wymyślnej formy petycji. Z którym wariantem będziemy mieć do czynienia w Tczewie? Zasadne wydają się wątpliwości, że niestety z drugim spośród wymienionych.

Z dala od mieszkańców

Przede wszystkim, jak na budżet partycypacyjny partycypacja mieszkańców Tczewa w całym procesie została mocno ograniczona. Owszem, to do nich należy zadanie wystąpienia z propozycjami i zebrania podpisów pod wnioskami, niemniej – wszystkie inne aspekty pozostawione zostały jednak poza ich udziałem. Przed przystąpieniem do prac nad regulaminem nie odbyła się żadna debata z mieszkańcami – przeprowadzona choćby w Świdnicy, mieście o wielkości porównywalnej do naszego – prace nad dokumentem pozostawiono prawnikom i urzędnikom. Jeszcze w pierwszej połowie lutego w rozmowie z „Kurierem” prezydent Pobłocki twierdził, że regulamin nie będzie też konsultowany z mieszkańcami po publikacji. Ostatecznie, władze miasta zmieniły nieco swoje stanowisko, ogłaszając na dzień 3 marca spotkanie z tczewianami w celu wyrażenia opinii i uwag, jak to określa punkt 2 rozdziału I regulaminu. Wydaje się to jednak działaniem pro forma, gdy zważy się, że żadna z ewentualnych opinii i uwag nie będzie już miała wpływu na tegoroczny budżet obywatelski. Dzień po spotkaniu rozpocznie się nabór wniosków i na zmiany będzie już za późno.

– Spotkanie z mieszkańcami ma na celu wyjaśnienie, na czym polega budżet obywatelski, w jaki sposób mieszkańcy mogą go jak najlepiej wykorzystać dla siebie i swojego otoczenia – tłumaczył prezydent – Po opublikowaniu regulaminu i zasad realizacji budżetu obywatelskiego na pewno pojawią się pytania. Naszym zadaniem jest wyjaśnić mieszkańcom wszelkie wątpliwości. Budżet obywatelski realizujemy po raz pierwszy, nie mamy doświadczeń z nim związanych. Jeśli okaże się, że nie wszystkie zaproponowane w tym roku rozwiązania są optymalne, w przyszłym roku będzie można je skorygować.

Z innych informacji, jakie od prezydenta pozyskaliśmy, wynika, że od ostatecznej weryfikacji wniosków nie będzie też przysługiwało odwołanie – będą ostateczne. Czy władze miasta nie obawiają się możliwości pomyłki urzędników, zwykłego błędu czynnika ludzkiego?

– Nie będzie to jeden urzędnik, ale cała komisja – bronił takiego rozwiązania prezydent – Mam na tyle zaufania do urzędników, że nie sądzę, aby mogli popełnić błąd i potraktować kogoś niesprawiedliwie.

Kontrowersyjny może się też wydać brak końcowego oddania zweryfikowanych propozycji pod głosowanie mieszkańców, występujący w wielu miastach, od Łodzi i Elbląga aż po wspomnianą już Świdnicę.

– Jest to pracochłonne, trwa długo i dużo kosztuje – tłumaczył prezydent – Zdecydowaliśmy się, że nie stać nas na to, a budżet chcemy zrealizować w miarę szybko, stąd forma zbierania podpisów.

Lokalne organizacje pozarządowe w sierpniu ubiegłego roku, gdy pojawiły się pierwsze propozycje tczewskiego budżetu obywatelskiego, pozwalały sobie na ostrożny optymizm. Obecnie jednak krytycznie oceniają podejście ratusza do komunikacji z mieszkańcami.

– Pierwszą niepokojącą rzeczą jest już to, że sam regulamin budżetu obywatelskiego powstaje bez udziału mieszkańców – zwraca uwagę Emilia Garska z Fundacji Pokolenia – To regulamin określa, kto jest uprawniony do głosowania, kto i jak może zgłaszać projekty, jakiego typu przedsięwzięcia będą dotowane, na jakie okręgi podzielone jest miasto, w jaki sposób dzielone będą środki, jak wyglądać będzie formularz zgłaszający projekt, a także sposób głosowania. Te kwestie nie są oczywiste. Jeżeli działanie skierowane jest do mieszkańców i ma wzmacniać ich poczucie wpływu na otoczenie, to powinni mieć oni zagwarantowane prawo uczestnictwa już na tym etapie. Do tej pory nie odbyło się żadne spotkanie z mieszkańcami, chociaż tak naprawdę powinien to być pierwszy krok, poprzedzający prace nad regulaminem. W Tczewie zabrakło działań edukujących obywateli, które powinny należycie przygotować ich do tego nowego rozwiązania. Mam nadzieję, że władze miasta szybko zareagują na tę sytuację.

Garska nie podziela też wiary prezydenta w bezbłędne działanie pracowników ratusza, tłumaczącej brak odwołań:

– Tego typu rozwiązanie może skutecznie zniechęcić mieszkańców i mieszkanki Tczewa do wzięcia udziału w planowaniu miejskich finansów. Powinni mieć oni możliwość konsultacji swoich wniosków, zasięgnięcia porady ekspertów – stwierdziła, po czym podkreśliła – Planowanie partycypacyjne opiera się na zaufaniu. Bardzo dobrze, że prezydent ufa swoim pracownikom. Warto, żeby w ten sam sposób ufał mieszkańcom. Należy pamiętać, że poruszamy się tutaj po delikatnej materii. Jeżeli rzeczone zaufanie zostanie nadszarpnięte, to bardzo trudno będzie ponownie zachęcić tczewian do aktywności obywatelskiej, również w innych jej formach.

W podobnym tonie o zaproponowanych przez Urząd Miejski rozwiązaniach odpowiada jej kolega z Fundacji Pokolenia, a zarazem lider Tczewskiej Inicjatywy Rowerowej, Grzegorz Pawlikowski:

– Ideą budżetu obywatelskiego jest udział mieszkańców w całym procesie od początku do samego końca, począwszy od konsultacji kształtu zasad jego realizacji, wręcz wspólnego ich wypracowywania, aż do zatwierdzenia, jakie projekty powinny być realizowane. Prezydent Pobłocki w swoich wypowiedziach zwraca uwagę, że zależy mu, aby mieszkańcy nie zrazili się do budżetu obywatelskiego. Niestety brak głosowania, a tym samym brak możliwości decydowania o „swoich pieniądzach”, może mieć odwrotny skutek niż zakładają władze miasta.

Trzeba jednak przyznać, że sporządzony przez Urząd regulamin znalazł też swoich – ostrożnych – obrońców poza osobą prezydenta i jego pracowników – a nawet poza samym miastem.

– Wszystko zależy od mieszkańców i władz – podkreślił poproszony przez nas o wypowiedź Szymon Surmacz ze Stowarzyszenia „Obywatele Obywatelom” w Łodzi – Budżet obywatelski jest formą aktywizacji mieszkańców, pokazania im, że mogą mieć wpływ i współdecydować o jakimś fragmencie swojego miasta. Sposób, w jaki przeprowadza się cały proces, jest formą umowy między władzami i obywatelami. Im więcej ci ostatni wynegocjują, tym większy będą mieli wpływ na to, co i jak się dzieje. Tczewski projekt nie jest wcale najgorszy – uznał – Obywatele sami mogą zgłaszać propozycje do budżetu, a są miasta, gdzie można było głosować tylko na jedną z kilkunastu propozycji wytypowanych przez miasto. Była to mocno kuriozalna sytuacja typu „chcecie drogę, czy pomnik?”, bez dopuszczenia opcji „obywatele chcą nowy park”.

Z drugiej strony, Surmacz przyznał także, że o ile Tczew jest w kwestii budżetu partycypacyjnego debiutantem – a debiuty nie należą do łatwych – to jednocześnie nie jest pionierem zagadnienia i ma możliwość czerpania z doświadczeń innych miast, zwłaszcza tych, gdzie tego typu inicjatywy realizowane są w sposób najbliższy idealnego wzorca. W korespondencji z „Kurierem” konkludował jednak, że na zmiany w Tczewie w tym roku może już być za późno – słusznie, na co wskazaliśmy już wcześniej – należy więc wyciągnąć z obecnej edycji na rok przyszły wnioski i konsekwentnie dążyć wspólnymi siłami nie tylko urzędników, ale przede wszystkim samych mieszkańców i organizacji pozarządowych do poprawy całej procedury, jej przejrzystości i faktycznie partycypacyjnego charakteru. Musimy, na koniec, przyznać rację Surmaczowi – jeśli powyższa krytyka uznana zostanie za słuszną, mimo wszystko w roku obecnym na jakiekolwiek zmiany będzie już zapewne za późno. Należy jednak przebieg całej inicjatywy pilnie obserwować, a z podejścia władz do partycypacji obywateli wyciągnąć wnioski – i, jeśli będzie taka możliwość, konsekwencje.

Popularne